Jestem tłumaczką. Stoję ukryta na granicy między światami. Granicy różnych języków, kultur, sposobów myślenia.
Zaskakuje to, jak często tłumacze są pomijani, czasem całkiem się o nich zapomina, a przecież ich rola jest znamienna.
Niedawno kupiłam elektroniczne wydanie „Pani Bovary” Flaubert’a, w którym nazwisko tłumacza w ogóle nie zostało wspomniane! W tłumaczeniu konferencyjnym też zdarza się, że organizatorzy wręcz uprzedzają tłumaczy, żeby na przerwach unikali kontaktu z uczestnikami. Raz nawet miałam taki przypadek, że na konferencji zorganizowanej w pięknym zamku obiad dla tłumaczy został podany w piwnicy, podczas gdy wszyscy inni jedli w ogrodzie restauracji.
Widać taki nasz los, tłumaczenie odbywa się z ukrycia.
Pracy tłumacza przyświeca piękny cel: zrozumienie. Dzięki tłumaczom przekraczamy granice między tym co swojskie, a tym co jest dla nas nieznane, obce, dzikie. W tym sensie tłumacz oswaja nas z nieznajomym, jest przewodnikiem, dyskretnie objaśnia, czyli tłumaczy to co inne i nowe.
Dobrym przykładem na to, o ile łatwiej jest przyswoić i zrozumieć wypowiedź przetłumaczoną (czyli w pewnym sensie objaśnioną przez tłumacza) jest relay w tłumaczeniu symultanicznym. Jest to metoda polegająca na tłumaczeniu pośrednim, czyli tłumaczenie czyjegoś tłumaczenia (stosowane na wielojęzycznych konferencjach, na których nie wszyscy tłumacze znają oryginalny język mówcy, np. mówca mówi po polsku, ale tłumacz francuski nie zna polskiego, więc zamiast tłumaczyć bezpośrednio z oryginału, słucha tłumaczenia np. z polskiego na angielski i dopiero z angielskiego tłumaczy na francuski). Dla tłumaczy symultanicznych, tłumaczenie z relay jest zazwyczaj dużo łatwiejsze niż tłumaczenie z oryginału, dlatego że część pracy (synteza, wychwycenie głównego przekazu) już została wykonana przez pierwszego tłumacza.
To samo zresztą dzieje się w literaturze, najłatwiej to widać na przykładzie klasyków, których w oryginale często czyta się z trudem, brzmią archaicznie, zaś w tłumaczeniu są dużo bardziej przystępni. Bo przecież tłumacz tłumaczy na język taki, jakim mówimy lub jaki rozumiemy, a nie taki, jakim był czterysta czy pięćset lat temu.
Tłumacze skrupulatnie rozszyfrowują skomplikowane kody różnych języków, kultur i epok, po to by ponownie je zaszyfrować kodem zrozumiałym dla odbiorcy. Tłumaczenie to złożony proces myślowy, w którym uczestniczą autor, tłumacz i odbiorca, każdy poprzez swój własny proces myślowy:
Przekaz bez tłumaczenia: autor-myśl-przekaz-myśl-odbiorca.
Przekaz z tłumaczeniem: autor-myśl-przekaz-myśl-tłumacz-myśl-przekaz-myśl-odbiorca.
To właśnie obecność myśli w tym procesie sprawia, że tłumaczenie maszynowe nie zastąpi osoby tłumacza.
I choć w tłumaczeniu nieuchronnie zdarzają się przekłamania i oddalenie od oryginału, to też nieuchronnie pojawiają się nowe znaczenia i nowe możliwości interpretacji i zrozumienia. Otwierają się drzwi, giną granice w czasie i przestrzeni. Rysuje się szerszy, bardziej wielowymiarowy obraz świata.
Osławione «lost in translation», czyli „utracone w tłumaczeniu” ma też drugą stronę medalu – znalezione w tłumaczeniu.